Epilog XIX Selekcji – opis jednego z uczestników

XIX SELEKCJA

Zakończyła się najbardziej extremalna impreza, o jakiej słyszałem i w jakiej uczestniczyłem.

To była moja trzecia Selekcja. Na pierwszej w 2004, nie przeszedłem nawet preselekcji. Na drugiej wykluczył mnie drugiego dnia jeden z instruktorów -Krzysztof P- z powodu kontuzji ścięgna Achillesa..

Z typowego grubaska przemieniłem się w zupełnie kogoś innego. Moja praca zawodowa nie pozwalał mi na regularny trening. Zmieniłem to, zacząłem się lepiej organizować, więcej czytać o treningach, czego efektem była trzecia Selekcja, którą ukończyłem.

Od czasu mojego powrotu podejrzewam, że dostanę straszne rachunki za ogrzewanie. Przyjemnie jest siedzieć w cieple. Gdy będzie padać to pewnie nie wyjdę na zewnątrz, usiądę przy oknie z herbatą i pomyślę o biedakach, którzy będą tkwić gdzieś tam na Drawsku w przemoczonych rzeczach. Po powrocie sypiam nieźle, nie miewam koszmarów. Osobiście jestem zadowolony, że coś takiego przeżyłem. Jest jednak parę rzeczy, o których będę pamiętać do końca życia i będą powracać jak spojrzę na moją „blachę” powieszoną na ścianie w sypialni:

  • niepewność
  • zimno
  • wilgoć
  • smak pasztetu (którego już nie tknę do końca życia)
  • smród moich współtowarzyszy.

Na „S” nauczyłem się jednej rzeczy – nigdy nie jest tak, żeby mogło być gorzej.

Co prawda osiągnąłem mentalne dno po ulewie. Walczyłem sam ze sobą. Przełamałem to. Teraz jestem zdania, że decyzje trzeba podejmować. Gdy pojawia się problem, rozważa się go i decyduje. Jeśli się tego nie zrobi, to koniec.
Sprawy, które kiedyś doprowadzały mnie do wściekłości, teraz nabrały mniejszego znaczenia. To prawda, co mówią: „tam łyk wody i kromka chleba nabierają innego smaku”. Poznałem też lepiej swoje własne ograniczenia, a jednocześnie stałem się bardziej pewny siebie i bardziej sobie ufam. Cenię proste, małe przyjemności. Miast jeździć do pracy (4km) autobusem wolę pójść piechotą przez park.

Również bawią mnie niektóre sytuacje. Chociażby przenikanie i mój współkompan. To fajny gość, trochę młodszy ode mnie. Po zakończeniu tego etapu rozmawiałem z jednym z instruktorów Michałem K. (on ukończył „S” w 2005r), który siedział w helikopterze latającym podczas naszego przenikania. To właśnie naszą dwójkę zapamiętano, a właściwie plecak „komin” z błyszczącą alumatą. Powiedział do mnie: „Jeśli wtedy miał bym kałacha, to nie mielibyście żadnych szans” Zapewne trafiłby nas nawet z paintballa.

Selekcja ma swoją legendę. Już dziewięć razy mogliśmy się o tym przekonać. Pisząc moje sprawozdania, celowo nie umieszczałem niektórych faktów. Dostaję maile, na priva typu: Napisz więcej szczegółów, a ile konkretnie przeszliście, ilu wtedy odpadło a co powiedział AK itp. Nie odzierajmy tej legendy do końca!. Są rzeczy, o których nie należy pisać, bo i po co miałoby się to robić. Czemu miałoby to służyć?

Czego mi brakowało?

Zasadniczo trudno jest w jednym zdaniu odpowiedzieć na to pytanie.

Pomimo trudności organizacyjnych, o jakich napisał AK na swojej stronie, to i tak wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nie dawali nam odczuć, że cokolwiek nawala. Chyba, ze woda do picia, która nie dotarła jednego razu na czas. Wszystko, co przeżyłem na Drawsku (i nie tylko) w większości doznawałem po raz pierwszy. Człowiek ciągle doświadcza i uczy się nowych rzeczy.

Brakowało mi jedynie dłuższego przesłuchania, założenia worka na głowę i totalnego sponiewierania. Tak naprawdę można poświęcić na to całą noc. Ustawianie w niewygodnych pozycjach ograniczających swobodę, powodujących, że tracisz kompletnie głowę, puszczają ci nerwy i nie możesz zasnąć. Wystarczy ustawić kandydatów w szeregu i polewać ich zimną wodą. Ile tak wytrzymasz? Może 2 lub 3 godziny. Jeśli nie wykończy cię zimno to na pewno dobije ciebie niepewność. Ja już się tego nie dowiem.

Siedząc pod drzewem w czwartek czekałem na resztę uczestników. Wtedy to właśnie podszedł Barnaba do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Usłyszałem ciekawe historie o 56-tej, o selekcji do Gromu, na którą Barnaba dostał zaproszenie od ówczesnego dowódcy (jako obserwator, chyba?!?). Mogę mieć tylko nadzieję, że ukaże się to wszystko w jego książce, pisanej razem, z AK na przełomie października/listopada. Żałuję, że już nie miałem więcej takiej okazji po zakończeniu imprezy, gdy siedzieliśmy w bazie.

Klimat Selekcji jest unikalny, niepowtarzalny i wyjątkowy. Zawdzięczać to trzeba nie tylko Majorowi, naszemu ulubionemu instruktorowi Zygiemu czy szarej eminencji Sęderkowi. Tworzą go również pozostałe osoby z obsługi a nawet operatorzy kamer, od których czuć rano ledwo przetrawiony alkohol.

Jeśli tam nie byłeś to wiedz, ze „Miarą wielkości góry jest zmęczenie wędrowca…”

Aby się dowiedzieć, czym jest SELEKCJA wystarczy, że spojrzysz na twarze wszystkich tych, którzy tam byli.”

Napisał Solfa